czwartek, marca 26, 2020

Martwisz się? Ja też.

Odkąd tylko pamiętam żyłam w bezpiecznym świecie. W dzieciństwie miałam świetną, kochającą się rodzinę, dach nad głową i zawsze ciepły obiad na stole. Moje życie było pozbawione większych dramatów. Często, kiedy wspominano jak było "kiedyś" słyszałam ten zwrot skierowany do mnie i mojej siostry, tudzież innych członków młodszego pokolenia - dobrze, że wy żyjecie już w spokojnych czasach. Co to dla mnie wtedy znaczyło? Właściwie niewiele. Człowiek nie zna wartości tak podstawowych rzeczy jak wolność, zdrowie czy bezpieczeństwo dopóki nie zostanie mu to odebrane.

Chaos emocjonalny

W ostatnich dniach wszyscy doświadczamy zupełnie surrealnej rzeczywistości. Słowo na "k" kołacze się obecnie w każdej głowie i ja nie jestem wyjątkiem. Każdy radzi sobie z tym na swój sposób. Do tej pory wydawało mi się, że ja radzę sobie całkiem nieźle. Razem z moim synem spędzamy czas w domu, układamy razem puzzle, oglądamy bajki, wychodzimy na podwórko bo mamy tyle szczęścia, że posiadamy własne gdzie możemy wyjść bez lęku. Jeden dzień, drugi dzień, trzeci, czwarty, jedenasty, trzynasty... dwa dni temu jednak coś się zmieniło. Coś zaczęło we mnie pękać. Aby odgonić głupie myśli zaczęłam sprzątać. Sprzątać, myć, odkurzać, wycierać, przestawiać, porządkować. Pomaga ale na chwilę.

Strach i niepokój

Boję się, jestem tylko człowiekiem. Boję się o swoją rodzinę i o przyjaciół. Boję się o moich rodziców, którzy są w grupie ryzyka i o moich bliskich, którzy muszą chodzić do pracy i każdego dnia są narażeni na zakażenie. Martwię się o to jak będzie wyglądała nasza przyszłość, jak obecna sytuacja wpłynie na nasz kraj i naszą małą rzeczywistość. Nie wiem tego, nikt nie wie. Martwię się. Ty też?

Mój syn jest mały, ma cztery lata i w najgorszym razie mam nadzieję, że zapamięta z tego jedynie nazwę wirusa, która pewnie jeszcze długo pozostanie na ustach wszystkich. Jednak nawet on przeżywa tę sytuację na swój sposób. Często pyta mnie kiedy pojedziemy do dziadków lub podchodzi mówiąc, że tęskni za swoim kuzynem. Wie, że na razie musimy zostać w domu, rozumie dlaczego ale wiadomo, że nie ogarnia powagi sytuacji - może to i lepiej. To właściwie dopiero początek izolacji, a już bywało, że pod wpływem komunikatów z tv, podbiegał do męża, który wychodzi do sklepu z okrzykiem - Nieee, tatooo nie możesz iść, w telewizji mówili, że nie wolno chodzić do sklepu bo jest tam koronawirus! Unikamy kablówki, stawiamy raczej na różne telewizje cyfrowe ale i tak swoje zarejestrował.

Ciężko być mamą w czasach zarazy

W czasie kiedy ja starałam się uciszyć moje lęki myjąc i pucując dom, moje dziecko obejrzało kilka razy swoje ulubione bajki, ułożyło wszystkie puzzle, pokolorowało wszystko co było do pokolorowania (i to co nie było również) i już nawet to zaczęło mu wychodzić bokiem. Raz po raz słyszę "mama, nudzi mi się!" Więc co? Nie dość, że rzeczywistość nas przygniata to jeszcze proza życia stawia przed nami swoje własne wyzwania. Jeśli im nie sprostamy to do całego wachlarza emocji dochodzi jeszcze to cudowne uczucie zwane wyrzutem sumienia. No bo jak to? Czy ja coś robię źle? Oprócz tego oczywiście mnóstwo zdjęć znajomych i nieznajomych, którzy właśnie z dzieckiem ulepili, ugotowali, upiekli, wykleili, wyrzeźbili i Bóg wie co jeszcze, podczas gdy ja spróbowałam kreatywnej zabawy i skończyło się to godziną sprzątania i tekstem "dobra mama, chodźmy na dwór".

Internet nie pomaga

Przeglądając sieć zewsząd dopada mnie nie tylko fala złych informacji (na szczęście przestałam szukać tam, gdzie znajdowałam same fake newsy) oraz porad maści wszelakiej. Jak spędzać czas z dzieckiem? Jak kreatywnie spożytkować czas na kwarantannie? Jak się zdrowo odżywiać, jak ćwiczyć w domu, jak nie ćwiczyć w domu, co poczytać, czego nie warto czytać. I znowu rozterki bo jednak z dzieckiem trzeba porobić coś ciekawego, żeby się nie nudziło a tu dookoła wszyscy nagle uczą się języków, medytują, ćwiczą, nadrabiają zaległości czytelnicze czy chociażby wreszcie mają czas na zaległe odcinki ulubionego serialu. I znowu myślę sobie co ja robię źle? Moje dziecko ma cztery lata, a co mają powiedzieć rodzice starszych dzieci? Np moja siostra, która ma w domu jednocześnie czterolatka i dziewięciolatkę, która ma ogrom zadań domowych, w których przecież trzeba jej pomóc?

Dlaczego powstał ten tekst? Bo nie jestem cyborgiem. Nikt z nas nie jest. Wydaje mi się, że każdy z nas ma prawo do słabszych dni. Dwa dni zajęło mi zmierzenie się z tym tematem zanim zrozumiałam, że moim celem teraz nie jest powrót do normalności, czyli postawy super pozytywnej, super optymistycznej. Nie. Moim celem jest uświadomienie sobie, że mam prawo czuć to wszystko co opisałam wyżej i sądzę, że jest to normalne w obecnej sytuacji bo sytuacja nie jest normalna. Taki paradoks! Kiedy już to sobie uświadomiłam, postanowiłam przelać nieco swoich myśli na bloga, bo może komuś zaoszczędzi to dodatkowego stresu i nerwów związanych z własnymi emocjami.

 Nie musimy niczego. Serio. Życzę tylko sobie i Wam abyśmy przetrwali ten czas w zdrowiu.
Zostańcie w domu!

2 komentarze:

  1. Na szczęście sytuacja się poprawia i być może za jakiś czas wrócimy w 100% do normalności. Ja cieszę się, ze poprawił się dostęp do opieki medycznej. Pomimo siedzenia w domu nie udało mi się ustrzec przed kontuzją i teraz czeka mnie rehabilitacja. Jestem jednak dobrej myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tak mam odkąd pamiętam martwię się wszystkim. Kryzys w związku też swoje odcisnął na mojej psychice. Na szczęście między mną i narzeczonym jest lepiej. Wybieramy się niebawem do USA, a konkretnie do San Francisco. Mam nadzieję, że tam odpoczniemy.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © O-Caroline , Blogger